Niestety, ale egoizm, chciwość, wyrachowanie, bezwzględność to cechy, które w ochronie zdrowia – tak jak i innych elementach życia – mają i będą miały miejsce. Ten system potęguje, wzmacnia i wręcz zachęca do nadużyć z każdej strony.
W systemie z założenia ma być sprawiedliwie poprzez równy, bezpłatny i nieograniczony dostęp do leczenia zgodnego z aktualną wiedzą medyczną. Ilość chętnych do skorzystania z takiego systemu jest tak wielka w stosunku do możliwości, że w rzeczywistości równość polega na niedostępności, czyli czekaniu w kolejce (nie licząc polityków).
Oczywiście teoretycznie powinno być tak, że im wcześniej podjęte skuteczne leczenie tym dla pacjenta lepiej, a dla systemu taniej, jednak w Polsce kto inny płaci za leczenie (NFZ), a kto inny finansuje renty, zasiłki chorobowe i pogrzebowe (ZUS). Na szybkości, jakości i efektywności leczenia w tym systemie zależy więc wyłącznie samemu choremu. Ludzie ratują się różnie. Jeśli choroba nie wymaga leczenia szpitalnego – lecząc się poza systemem, jednak gdy pojawia się poważny problem zdrowotny, pacjent odbijając od kolejnych drzwi zastanawia się w końcu – czy jest na to szaleństwo jakiś sposób? Szuka sposobu jak się ratować? Okazuje się, że nie był pierwszy, a skoro jest potrzeba, pojawiły się rozwiązania…
W systemie, stosowanym sposobem na omijanie szpitalnych barykad jest wyszukiwanie przez pacjentów lekarzy mających możliwość umieszczenia „swojego” chorego na „swoim” oddziale. Cytując bohaterów książki „Mali bogowie”: „Moja rada – gdyby pan kiedyś potrzebował pomocy lekarskiej, to zawsze na początek dobrze pójść prywatnie do gabinetu, pokłonić się komuś. U nas profesor bierze 400 złotych za wizytę. To nie są jakieś kosmiczne pieniądze, do wytrzymania. Zwłaszcza jeśli otwierają szpitalne drzwi” (cyt.: Mali bogowie, P. Reszka.). Tak więc najpierw wizyta w prywatnym gabinecie, skierowanie, Izba Przyjęć, oddział. Po takim diagnostycznym pobycie w szpitalu, chory ma komplet badań na NFZ. Co do dalszego leczenia, to termin na ogół zostaje ustalony na kolejnej wizycie kontrolnej w prywatnym gabinecie.
Kolejny przykład. Jeśli sąsiad z łóżka obok, idzie na operację „szybką ścieżką”, a termin operacji chorego przekładany jest już po raz kolejny – to wielce prawdopodobne, że nie tylko stan jego zdrowia ma na to wpływ – cyt.:”Wiadomo, jak ma pan swojego pacjenta, to chciałby go pan dobrze obsłużyć. A jak pacjent jest niczyj, to może poczekać do jutra. Tak więc lepiej być czyimś pacjentem”. (cyt.: Mali bogowie, P. Reszka.)
Inny sposób? Cytując pewnego dyrektora szpitala: „lekarze prywatnie doradzają pacjentom, że można postąpić na dwa sposoby. Pierwszy polega na tym, że lekarz wypisuje skierowanie na badania, do specjalisty. Na wizytę (o ile się na nią nie zapłaci) czeka się tygodniami, na niektóre badania podobnie. Więc jest drugi sposób, czyli „niech pan idzie SOR. Wszystko to załatwi pan w kilka godzin i za darmo” – mówi dyrektor. źródło TERMEDIA Niestety powyższe rozwiązanie sprawia, że na SOR-ach i w Izbach Przyjęć zjawiają się ludzie, którzy w zasadzie nie powinni się tam znaleźć. System o tym wie, ale to problem ludzi na SOR, a nie systemu. I tak to się kręci dopóki nie dojdzie do tragedii. Wtedy znowu mrugając jednym okiem – szuka się przyczyn, przenoszona jest odpowiedzialność – na personel za bałagan, na chorych – bo robią tłok na izbie, oraz na samego pacjenta – bo nie wiedział jak się zachować w kryzysowej sytuacji.
EPILOG. Naiwny pacjent zanim zorientuje się o co w tym wszystkim chodzi, myśli, że system jest dla niego – po to by jak najszybciej mógł stanąć na nogi, a system jest dla pieniędzy. Pacjent to towar, środek do pozyskania pieniędzy lub alibi dla ich wydawania. Ten system „opieki zdrowotnej” to wyjątkowa hybryda, połączenie socjalistycznego systemu sprawiedliwości społecznej, systemu publicznego i zupełnie prywatnego. Twór niespotykany już w nowoczesnej Europie.
A gdy nie stać cię lub nie umiesz się odnaleźć? „Jest choroba, jest diagnoza, jest leczenie, jest śmierć. Chory był – i tak by umarł.” – ordynator szpitala powiatowego w B…….
www.pacjentwsieci.pl