By szpitale, oddziały ratunkowe, przychodnie i gabinety lekarskie stały się miejscami przyjaznymi, pomocnymi, z dobrej jakości usługą i skutecznie ratującymi życie nie wystarczy już zastrzyk gotówki. Trzeba przemodelować system, a do tego trzeba wysiłku, współpracy, wytrwałości i trochę “zamordyzmu”. Trzeba wiedzieć jak odbudować zaufanie pomiędzy lekarzem i pacjentem, oraz wypracować społeczną współodpowiedzialność za zdrowie swoje i innych. Niestety uważam, że takie skuteczne działania to już tylko marzenia.
Przez moment łudziłem się że protest rezydentów i powstanie Porozumienia Zawodów Medycznych może być taką “komórką burzową” która doprowadzi do początku zmiany systemu (a nie tylko wzrostu wynagrodzeń) jednak się zawiodłem. Medycy zostali rozegrani przez polityków i tych którym działanie systemu w obecnym kształcie jednak się opłaca. Dlatego nie mogę powiedzieć, że zawiodłem się na tych młodych ludziach. Uświadomiło mi to jednak, że niestety faktycznej zmiany szybko nie będzie i nie wiem “czy i kiedy” pojawi się jeszcze raz druga taka szansa. Na pewno nie szybko. Nie będzie to również na manifestacji 1 czerwca, bo hasłem przewodnim jest jest raczej “więcej pieniędzy” zamiast “zmieńmy wspólnie system”.
Dlaczego tak trudno o zmianę? System opieki zdrowotnej stał się konglomeratem polityki, medycyny i działań psychologicznych. Jego celem przestało być leczenie, a stało się jedynie “zapewnienie poczucia bezpieczeństwa”. To podtrzymywanie fikcyjnego poczucia zabezpieczenia okazało się bardzo wygodne dla polityków, społeczeństwa i środowisk medycznych.
Gdy zbliżają się wybory politycy mają okazję do snucia obietnic wyborczych. Personel medyczny przy okazji protestów pod hasłami “zwiększenia bezpieczeństwa pacjenta” zyskuje możliwość “waloryzacji” płac, natomiast społeczeństwo dzięki centralnemu zarządzaniu ochroną zdrowia – może pozbyć się współodpowiedzialność za najsłabszych. Suweren przerzucając odpowiedzialność – ma czyste sumienie i żyje sobie dalej w zapewnionym konstytucyjnie “poczuciu bezpieczeństwa”.
O tym, że jest to tylko złudzenie bezpieczeństwa, przekonujemy się dopiero sami doświadczając choroby. Wtedy bardzo szybko uświadamiamy sobie, że trafiamy do systemu opartego na zależnościach feudalnych – z pacjentem na samym dole tej drabiny. Z czasem chory i jego rodzina orientuje się, że sieć powiązań w systemie oparta jest na pieniądzach, znajomościach, władzy, wyzysku, sile i strachu. Taka konstrukcja systemu niektórym wymiernie bardzo się opłaca.
Dlatego, każdy kto pojawia się z jakimiś roszczeniami, jest automatycznie klasyfikowany do którejś grupy interesu. Jeśli mimo wszystko po zaspokojeniu żądań dalej chce zmiany systemu – traktowany jest jako ten, który podnosi rękę na mityczne konstytucyjne poczucie bezpieczeństwa. Jednostki najbardziej zdeterminowane, niezależne i nie dające się zakwalifikować do żadnej grupy interesu, są pacyfikowane na różne sposoby – a wszystko po to by nie naruszyli tego specyficznego status quo.
Z powodu zbliżających się wyborów, manifestacji itp. informuję tych, którzy zastanawiają się po co robię to co robię: skoro system się nie zmieni i lepiej nie będzie, jako pacjentowi pozostaje mi szukanie sposobów na przeżycie w otaczającej mnie rzeczywistości. W genach po moim dziadku odziedziczyłem między innymi to, że nie potrafię wyzbyć się społecznego zaangażowania, dlatego też będę dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, dzięki temu może komuś pomogę. Nie mam więc ambicji politycznych, nie reprezentuję zawodów medycznych, a od społeczeństwa niczego nie oczekuję. Tyle i aż tyle.
Piotr Piotrowski – Fundacja 1 Czerwca i blog www.PacjentwSieci.pl